czwartek, 28 marca 2024

Po męsku – dla odmiany.

 

    Budowlaniec wędrował do roboty w stroju służbowym i crocksach. Może remontował chałupę pedanta, któremu gość w butach czyni zamieszanie w światopoglądzie.


    Gość w militarnym stroju niósł na ramieniu torbę (nie – nie chlebak pełen granatów) z laptopem. Najwyraźniej szedł na wojnę, ale taką więcej wirtualną i mniej fizyczną, bo zbyt krzepkim młodzieńcem raczej nie był.

Podróże autobusem upodobali sobie koszykarze. Wysokopienny szczep musiał manewrować kokpitem decyzyjnym, żeby przejść pomiędzy zbyt nisko zaczepionymi poręczami.


    Przedwcześnie łysiejący (od mycki?) chłopak podróżował w okularach i masce. Na pewno widział dużo, szkoda tylko, że przez mgłę. Wysiadając ściągnął osłonę układu oddechowego, więc jedynie wewnątrz powietrze było skażone.


    Na rajskiej jabłoni czekającej pokornie u wrót kościoła pojawiły się wiśniowe pąki. W nagich koronach lip coś śpiewa do wtóru sygnalizacji dźwiękowej z przejścia dla pieszych. Słońce przegląda się w zmarszczkach lustra Rzeki wygryzając mi z oczu wszelkie widzenia. Stokrotki skupione w małe stadka kulą się pośród panoszących się niemiłosiernie traw.

środa, 27 marca 2024

Wieża Babel.

 

    Stadko napuszonych wróbli naradzało się, siedząc na dachu wystrzyżonego na gładko ligustru i wyglądały jak dmuchawce, zanim wiatr je odnajdzie w trawie. Nieopodal, dwóch panów usiłowało rozkołysać własny układ nerwowy winem wątpliwej jakości. Na trawnikach rozpanoszył się szron.


    W autobusie wczorajsza telefonistka kontynuowała misję zbawiania świata, dzięki czemu ów trwał nie niepokojony i pozwalał sobie nawet na leżenie odłogiem. Tu i ówdzie. Starsza pani, której krew odpłynęła z twarzy tak dokładnie, że gejsze umarłyby z zazdrości, gdyby dane im było ujrzeć buzię staruszki, namalowała sobie rumieńce godne dziewiczego wstydu. Chłopak z milionem drobnych warkoczyków wyglądał na rasowego Francuza. Może z powodu kurtki w barwach narodowych, może z genealogii mocno osadzonej w Algierii, będącej jeszcze niedawno francuską kolonią w północnej Afryce.


    Opuchnięty dostatkiem pan ledwie zmieścił się w drzwiach sklepu spożywczego. Ów wysiłek będzie musiał uzupełnić przy kasie mnóstwem kalorii. Spoza samochodowej bożnicy wychyla się ciekawski żuraw i obserwuje jak gram w klasy na chodnikowych płytkach. Muszę uważać. Niektóre są oznaczone świeżymi, czerwonymi łebkami goździków, choć to nie pora na kwietną procesję. Kwiaty wyglądają jak świeża krew, a takiej z szacunku nie powinno się deptać.


    Na krawężniku tańczy zziębnięty Azjata w skórzanych rękawiczkach. Most dziarsko przemierza zakonnica z bukietem bukszpanu. Barierę oddzielającą Miasto stałe od płynnego, zdobi hasło wyborcze zaczynające się gramatycznie dziwną konstrukcją – Wasza Prezydent. Albo Wasz, albo Prezydentka… Prezydentówka… ech! A wszystko na żółto-niebieskim tle, więc czyja niby ona? Na pewno nie moja.

wtorek, 26 marca 2024

Kpiąc odrobinę.

 

    Bez światłego przywództwa młodziutkiej pasażerki świat niechybnie wkląsłby i stanął w obliczu plag wszelakich oprawionych w wielkie kataklizmy. Szczęściem, pani o szponach nadających się do orania rozległych latyfundiów instruowała świat, jak ma przetrwać jej chwilową, podróżną absencję. Jakiś chłop, wyglądający, jakby był w stanie wojny z każdym, kto znajdzie się w zasięgu jego czujników penetrował wzrokiem otoczenie wyszukując zagrożeń dla natchnionej telefonistki.


    Szczyty drzew ćwierkały i kwiliły, pogwizdywały, piały i wzdychały wiosennymi nadziejami. Nawet „dżdż” nie był w stanie poskromić jurnych samczyków od wokalnych popisów przed spłonionymi wstydliwie panienkami, skromnie czającymi się w ptasich, panieńskich sypialenkach. Na zakonnym murze ktoś sprayem wymalował ciąg znaków składających się z kropek. Graffiti braille’em? Zdumiewająca idea – niewidomym trzeba byłoby raczej wykuć napis dłutem, niż malować. A może palce mają wystarczająco czujne, żeby poczuć różnicę w fakturze farby?


    - Zapaśnik, to dobrze odkarmiony, upasiony facet?

niedziela, 24 marca 2024

Domorosły szaman.

    Pasjami oglądam reklamy lekarstw i tzw „wyrobów medycznych”. Dlaczego? Choćby szukając informacji o składzie specyfików. Szamanów i czarownice od dawna wykpiwa się za leczenie tym, co rośnie obok domu, a ziołom zarzuca się wręcz toksyczne działanie na żywe organizmy. Tymczasem firmy farmaceutyczne z ziół „tworzą” cudowne leki dodając do nich wypełniacze i rozmaite chemiczne świństwa, tajemniczo nazywane „specjalną formułą”. Przecież trudno opatentować zioła, ale z formułą, to co innego. Wyższa szkoła jazdy warta niebagatelnych pieniędzy za prawa autorskie. Szamani przygotowując mieszanki ziołowe mruczeli tajemne mantry, czarownice zaklinały czas, albo urządzały swoiste misteria. Wszystko po to, aby ukryć przed światem naiwnych, że to zioła, chwasty porastające każdy rów i nieużytek robią robotę, a nie podrygiwania istoty mieszającej składniki. Owe „formuły” są współczesną odmianą szamańskich tańców. Dziwne, że zakon Bonifratrów omija jakoś odium złej sławy. A może sławy jakiejkolwiek. Kto był, ten węchem rozpozna bez trudu, że trafił na zakonników-zielarzy.


    Ale, do rzeczy! Dla przykładu szeroko reklamowane są w radio i TV szczytowe osiągnięcia współczesnej farmacji:


    - „Apetizer” – lek na apetyt dla osób starszych – powstał na bazie wyciągu z kopru, mięty, cykorii, anyżu Reszta to patentowe tajemnice alchemików z rodu Asklepiosa.

    - Valerin sen – lek już w nazwie odkrywający swe nasenne działanie a nieco skrywający, że działają wyciągi z szyszek chmielu, krokusa i melisy.

    - Valused noc – działanie podobnie jak wyżej, ale przy okazji uspokaja rozbrykane ciężkim żywotem nerwy – zawiera wyciąg z korzenia kozłka lekarskiego, szyszek chmielu, i ziela męczennicy.

    - Skrzypovita – na wzmocnienie paznokci, włosów i do regeneracji skóry. Jak sama nazwa wskazuje, siły witalne wzmacnia skrzyp polny, a pokrzywa dołączyła dla towarzystwa.

    - Bioanacid – specjalista ds. refluksu, czy nadkwasoty żołądka – lekarstwo trochę się wstydzi swojego składu, bo nazwy ziół podaje po łacinie, żeby nie powiedzieć wprost, że to aloes, prawoślaz, rumianek, jęczmień i lukrecja.

    - Hepaslimin – „suplement diety” składający się z ziołowych wyciągów mających strawić nasze menu. Powstał na bazie ziela karczocha, liści ostrokrzewu, korzenia cykorii i ostryżu długiego, czyli kurkumy zwanej również szafranem indyjskim.

    - Nasivin – wygodny aerozol zwalczający nieżyt nosa – zawiera aloes i eukaliptus wpisane jakoś tak, żeby nie było ich widać na żadnej ulotce.


    Wystarczy!

    Oczywiście, nie wszystkie twory medycyny wykorzystują zioła. Niektóre jak często i gęsto reklamowana:

    - Essentia Proactive – wspierająca pracę wątroby i odtruwająca po nadużyciach cywilizacyjnych – wykorzystuje działanie witamin C, E, B4, których również można poszukać w świecie flory, omijając laboratoryjne składniki.


    Istnieją twory starannie omijające świat roślin, ale to już inna bajka. Nie jestem wrogiem lekarstw, czasami tylko zastanawiam się, czy ludzkość nie zapomniała o znanych kiedyś rozwiązaniach, a mijana każdego dnia roślina nie zawiera antidotum na dolegliwości standardowo leczone czymś, co rozpoznać może jedynie Mendelejew w szczytowej formie.


sobota, 23 marca 2024

Oryginały.

 

    Nastolatka, cierpiąca na swoistą odmianę ekshibicjonizmu, wytatuowała sobie na zewnętrzu dłoni to, co schowane jest pod skórą. Precyzyjnie (jak sądzę), fioletowo, aż do koloryzowanych szponów. Powiedzmy, że rozmawiała z chłopakiem (być może), który kończyny skrył w butach o różnym kolorze i szarawarach z krokiem niemal na wysokości kostek. Całość, jak się później okazało, miała ukryć antytalent spacerowy. Chłopina ruszał się jakby jego odnóża były stworzone do innych celów, których nie chcę się nawet domyślać. Obok tej parki stało kolejne indywiduum z nastoletnim, mało używanym rozumkiem. Za to nos i uszy miało do tego stopnia wypełnione metalami, że kolejnym krokiem mogłoby być już tylko odcięcie organicznych strzępów i doczepienie karoserii chromowanej, czy ze świeżo nawoskowanym lakierem.


    Gdyby Budda był kobietą, zapewne wyglądałby tak, jak zachwycający rudzielec zajmujący niechcący cokolwiek więcej niż jedno siedzenie w autobusie. Pani rozmiar miała adekwatny do wielkości umysłu, którym za pośrednictwem słuchawek przeczesywała wirtualny świat zewnętrznych dźwięków. I skupiona była tak, że tylko patrzeć, jak wykaże się ideą godną złotoustego oświeconego.


- Ukochana siostrzyczka morświna, to morska świnka?

piątek, 22 marca 2024

Smakując doznania.

   

    Młoda mama co i rusz sprawdzała, czy jej pośladki wciąż są na miejscu i nie wybrały się na przechadzkę, pozostawiając dżinsy w żałobie. Może koński ogon mamusi poszukiwał lepszego miejsca, żeby wyemigrować i się tam osiedlić na stałe? Szczuplutkie dziewczę z burzą kasztanowych włosów potrząsało główką, jakby chciało podkreślić, że jej włosy nie wybierają się nigdzie. Cóż, zawartość jej legginsów raczej nie prowokowała końskiego ogonka do przeprowadzki – chyba, że byłby to baaaardzo wątły ogonek.


    Dziewczyna z porcelany dziś pomalowała pogranicza oczodołów brokatowym różem, budząc we mnie skojarzenie z miękkimi siniakami, delikatnymi na tyle, żeby nie pokruszyć delikatnej cery. Maszt telekomunikacyjny chwali się biżuterią czerwonych lampek, a okaleczone drzewa ostrożnie nabierają wigoru poszukując wiosny. Podobne do wygasłych świec w przerośniętych lichtarzach usiłują dotrzymać kroku ludzkim aspiracjom. Przebiśniegi? W Mieście? Kwiaty niechętnie rosną na betonie, za to minispódniczki na chodnikach zwiastują rychłe ocieplenie bezapelacyjnie!


    Zrudziałe Kobry mijają powoli wiek, w którym wygląd zewnętrzny jest ważniejszy od wygody, co łatwo rozpoznać po subtelnych zmianach obuwia i stroju, jednak makijaż wciąż doskonale radzi sobie z upływem czasu. Chińczycy i Hindusi w ramach walki z przeludnieniem własnych krajów wyeksportowali nadwyżki do Miasta. Dziś spotkanie Azjaty nie jest ewenementem, lecz prawidłowością zdarzającą się co dzień i trwale wpisaną w lokalny pejzaż. Deszcz napadał do Rzeki w trosce, by nie wygasła na długiej drodze do morza. Woda jest ważna. Wie o tym nawet zbiorowa komunikacja miejska, reklamując kranówkę i polecając wszystkim taką do picia. Ciekawe, że nie czynią tego wodociągi – może są lepiej zorientowane?

Zdumienia.

 

    Na przystanku zastygł gość z przyklejonym do podbródka pędzlem ławkowcem. Używanym do omiatania pajęczyn, albo malowania wapnem. Kozacki patrol przerwał działalność obserwacyjną i łamaną polszczyzną poprosił o okazanie biletu. Naprawdę musimy ściągać organy kontrolne aż z Zaporoża? W imię jakiejś dziwacznej solidarności? Wysiadłem, natykając się na kobietę posilającą się papieroskiem i przyglądającą się tym, którzy usiłowali zabiegać na śmierć własną nadwagę, nim słońce wychyli się spoza budynków okrążających wyspy.


    Dresowe spodnie i szpilki? Koronkowa bluzeczka bez rękawów i kozaki z futerkiem? Elegancka spódnica a pod nią dżinsy? Nie nadążam za modą. Najwyraźniej jestem stary i się nie znam.

czwartek, 21 marca 2024

Ekstrakt o względności czasu.

 

    Wtedy”, to kolejne słowo rozchwiane w czasie i nie mogące się zdecydować do którego z nich przynależeć. Pewnie jest mniej oczywiste od „kiedyś”, lecz bardziej zdeterminowane, by jednak zaistnieć. Zawsze, byle nie teraz.

Schłodzonym wzrokiem.

 

    Szron rzucił się na trawniki i kąsa je, jak wygłodniała owca. Na niebie wiatr rozplata warkocze samolotowych smug z wielką łatwością, na przystankach, z nogami dziewcząt idzie mu znacznie gorzej. Zastanawia mnie przesłanie plakatów wyborczych do lokalnego samorządu. Żaden nie korzysta z barw Miasta, czy Województwa, na rzecz którego deklarują jakieś działania, za to często i gęsto są w kolorach niebiesko-żółtych, czy czerwono-czarnych. W polityce nie ma przypadków, tylko w pełni świadome działania poparte zaawansowanymi technikami manipulacji uczuciami odbiorców. Czyżby na moim zaściankowym podwórku zamierzali reprezentować ideologię pana Bandery i jego współczesnych wyznawców?


    Spacerująca z pieskiem pani, chcąc ochronić przed chłodem delikatne dłonie owinęła się smyczą, jak paskiem, a pies ściska talię pochłonięty jakimiś psimi sprawami zlokalizowanymi na drugim końcu smyczy, albo i dalej. Na wyspach, wrony obsiadły jedno z wyższych drzew starannie wyczesanych piłą łańcuchową zaledwie tydzień temu.

środa, 20 marca 2024

Ano - malie.

 

    Owocowe drzewa tak obrzuciło kwieciem, że bielszy jest tylko pies szukający latryny na osiedlowych trawnikach. W autobusie rękawiczki i szaliki, kaptury obramowane futrem, jednak kominiarka plus dżokejka, to chyba lekka przesada. Przydworcowy billboard reklamuje atrakcję turystyczną – szkaradna konstrukcję ze stali i drewna, pozwalającą zerkać na okolicę z góry, tak, jakby w górach było to ewenementem. Przerażająca dewastacja krajobrazu. Na przystanku dziecko płci niewieściej czekało cierpliwie na tramwaj, a na smyczy luźno zwijającej tam, gdzie kiedyś powinny pojawić się piersi wisiał elektroniczny papieros. Współczesny smoczek? Afisze porozwieszane bez ładu i składu reklamują dzieci polityków startujące w wyborach samorządowych, aby zachować świetlaną linię sławy rodowej lekko tylko zbrukanej fachem, w którym uświnić się wręcz wypada.